piątek, 19 lutego 2016

metamorfoza

Ona. Obiady głównie ze słoiczków. Najlepiej żeby trzeba było tylko ugotować do tego ryż albo makaron i gotowe. Kostka rosołowa to podstawa. Albo nawet zupa z torebki. Wszystko zagryzane czekoladą. Najlepiej karmelową. I żeby było mnóstwo syropu glukozowo-fruktozowego. Bo deserowa przecież niesmaczna...

On. Zwolnienie z wf-u. Na tramwaj nie pobiegnie, bo to niehonorowe, żeby musiał gonić coś, co nie chce na niego poczekać. Po 8 godzinach komputera w pracy, zasiada do komputera w domu. Kupił sobie wygodne krzesło więc o co chodzi...

***

Ona. Gotuje tak zdrowo jak potrafi. Słoiczki nie mają wstępu do domu. Chyba że są to domowe przeciery pomidorowe. Sama piecze chleb. Szykuje musli bez dodatku cukru. Jogurt też domowy, ze świeżego mleka. Karmi rodzinę kaszą jaglaną i musikiem z zielonej pietruszki. Jak lody to tylko ze świeżych owoców. Jak ciasto to takie, które ma jak najmniej cukru i najlepiej wsypać połowę porcji z przepisu. W ramach przekąsek bakalie i gorzka czekolada.

On. Do pracy tylko na rowerze. Wyjątek - ostry deszcz lub droga zasypana śniegiem. Mróz mu już niegroźny. Siłownia trzy razy w tygodniu. Wyniki coraz lepsze. Koniec z zadyszką i bólami kręgosłupa.

***

Ona i on są ci sami. Tylko w międzyczasie minęło parę lat. Jeśli więc zagryzasz właśnie zupkę chińską pączkiem albo przypominasz sobie, że ostatni raz byłeś poćwiczyć pięć lat temu na obowiązkowym wf-ie... jest wciąż dla Ciebie nadzieja. Te zmiany wyszły jakoś same z siebie. Inne potrzeby, inny styl życia. Ty też możesz wszystko zmienić, czasem tylko potrzeba czasu...

poniedziałek, 15 lutego 2016

mistrz przy okazji

Wiecie już trochę o mnie, że jestem typem marzącym o porządku, optymalnym stanie posiadania i w ogóle że chciałabym wszystko sobie jakoś tam w życiu poukładać. A że charakter mam jaki mam, to niestety takie uporządkowanie wszystkiego mi nie wychodzi. Oczywiście, raz jest lepiej, raz jest gorzej, ale do ideału ciągle jeszcze mi daleko.

I tak ostatnio wpadła mi do głowy pewna myśl, którą postanowiłam się z Wami podzielić. A mianowicie chcę opisać moją teściową - mistrza sytuacji "przy okazji". Teściowa je śniadanie i przy okazji sprząta stół i zamiata całą kuchnię. Teściowa bawi się z wnukiem i przy okazji składa pranie. Teściowa gotuje obiad i przy okazji sprząta umywalkę i szoruje kuchenkę. Dzięki temu całemu "przy okazji" ogarnia wszystko dookoła, na co ja muszę sobie zaplanować osobny czas. A potem siada sobie z gazetką albo rozwiązuje krzyżówki. Pozazdrościłam jej i mam w planach małą próbę zmiany swojego podejścia do życia. Od wczoraj próbuję przy okazji złożyć trochę prania, odnieść pusty kubek po herbacie i poukładać dziecięce zabawki. Zamiast chodzić z pokoju do pokoju bezmyślnie, zawsze rozglądam się dookoła, czy czegoś nie trzeba przenieść. Być może przy okazji uda mi się powynosić śmieci na raty, zamiast z pełnymi garściami (wada segregowania - ma się kilka toreb pełnych różnych odpadów) lecieć specjalnie do śmietnika i zastanawiać się, czy któraś torba nie rozleci się po drodze. Ciekawe, czy przy okazji uda mi się lepiej zorganizować wszelkie prace domowe.

piątek, 12 lutego 2016

wiosennie rozmarzona

Tak jakoś mam, że nie lubię zimy. Nie tak zupełnie, bo w sumie sanki i śnieg, lepienie bałwanów - to wszystko nawet lubię. Ale nie lubię, jak jest ciemno i ponuro. Do szczęścia potrzebuję słońca. I jak patrzę przez okno, a na dworze tak jasno jak dzisiaj, to od razu bardziej chce mi się żyć. Może nawet rozpocznę wiosenne porządki?

Przypomina mi się czasem mój kolega. Nie żyje od kilku lat, pewnie niewiele osób go pamięta. Pogrzeb prawosławny, nie wiem czy tak zawsze jest w prawosławiu, ale był z przemówieniami. Czyli różne osoby opowiadały o tymże koledze. Niektóre opowieści były trochę nierzeczywiste. Takie pokazywanie tylko plusów, zapominanie o wadach itp. To mi się mało podobało, chociaż dobrze, że ludzie potrafią wyłuskać z innych dobre cechy. Ale jedna opowieść mi się podobała. Kolega miał teleskop. Podobno potrafił na środku dużego osiedla wyjść wieczorem na dwór i po prostu obserwować gwiazdy. Ze swoim sprzętem rozkładał się pod blokami i... przypominał ludziom, że warto spojrzeć w niebo.

Próbuję czasem spojrzeć w gwiazdy. Próbuję czasem w codzienności znaleźć czas na marzenia i ich realizację. Problem tym większy, że właściwie nie umiem powiedzieć, o czym marzę. Chyba muszę sprecyzować marzenia, żeby wiedzieć, do czego dążyć i gdzie szukać swoich gwiazd.

I jeszcze jedna myśl... Warto zarażać ludzi swoim spoglądaniem w gwiazdy. Być może jak odejdziemy, to dzięki temu będziemy zapamiętani...