poniedziałek, 25 maja 2015

samotność a szczęście

Zastanawiam się coraz częściej, na ile potrzebujemy relacji z innymi ludźmi, żeby być szczęśliwymi. Czy zachód słońca w samotności jest tak samo pięknym zachodem jak ten, o którym możemy powiedzieć "zobacz, jak pięknie" do osoby stojącej obok?
Jestem osobą "na pograniczu". Nie lubię tłumów, dobrze się czuję we własnym towarzystwie. Ale równocześnie wszystkie radosne chwile lubię dzielić ze swoimi najbliższymi - mężem, dziećmi, przyjaciółmi. Mam wrażenie, że jak przeżywam je zupełnie w samotności, to czegoś jednak mi brakuje.
No i tak się zastanawiam. Czy to ja jestem nietypowa, że lubię wszystko przeżywać z garstką najbliższych mi osób, czy wszyscy tak mają i po prostu jesteśmy "zwierzęciem rodzinnym"? Bo samotność dla mnie, to rewelacyjne doświadczenie, ale zdecydowanie nie na długo. A tłum ludzi męczy mnie, powoduje że uciekam - przynajmniej myślami, jeśli nie mogę fizycznie.
A jak wygląda to u Was?

poniedziałek, 18 maja 2015

być jak papier toaletowy

Być jak papier toaletowy, to znaczy nieustannie się rozwijać. Czy to naprawdę konieczne? Czy życie wymaga wciąż i na okrągło pracy nad sobą?

Pamiętacie mój wpis o pasji i tej pozytywnej zazdrości, którą czasem odczuwam patrząc na ludzi zaangażowanych w to, co robią? Uważam, że jeśli chcemy się naprawdę realizować, jeśli chcemy znaleźć szczęście w tym, co robimy, jeśli chcemy sami siebie nazwać ludźmi sukcesu, to rozwój jest niezbędny. A bycie człowiekiem sukcesu to nie jest nic wstydliwego (jak uważają niektórzy). Wręcz przeciwnie.

A co zrobić, żeby ten sukces osiągnąć? Jak zadbać o swój rozwój?
Przede wszystkim trzeba uwierzyć, że jest to możliwe. A potem wziąć się do roboty. Poszukać artykułów na interesujący nas temat, przeczytać książki. Można zacząć samemu coś pisać, tworzyć. Dobrze poszukać innych, którzy podzielają nasze zainteresowania i razem z nimi szukać możliwości rozwoju.

Przeraża mnie takie podejście do życia, jakie coraz częściej widzę dookoła. Ktoś siedzi w domu, przed telewizorem, przed komputerem i ogląda od rana do wieczora seriale, plotkarskie stronki albo inne tego typu zapychacze czasu. A potem słychać narzekanie - że tak ciężko o pracę, że wszystko jest nieciekawe, że nasz kraj nic nie oferuje swoim obywatelom.

Siedzę w domu na urlopie wychowawczym i mogłabym nie robić nic poza zajmowaniem się dziećmi i ogarnianiem mieszkania. Tymczasem ze mnie taki już nadaktywny trochę typ, że piszę tutaj, tworzę mojego bloga statystycznego i staram się czytać, szukać, rozwijać. Czy warto? Czasem jestem zmęczona i mam dość, ale nie potrafię sobie wyobrazić, że zatrzymałabym się w tym samym miejscu, gdzie byłam kilka lat temu. Chcę iść do przodu, poznawać świat. Chcę eksperymentować z moim życiem, szukać optymalnego punktu. Chcę być minimalistką tam gdzie potrzebuję mało i maksymalistką tam, gdzie potrzebuję dużo. Chcę być szczęśliwa.

czwartek, 14 maja 2015

"dzień sprzątaniowy"

Macie w domu jakieś specjalne zasady dotyczące sprzątania? U nas bałagan robi się tak szybko, że aby utrzymać porządek, musiałabym codziennie poświęcić parę godzin na sprzątanie. Szkoda mi tego czasu, nie chce mi się, jestem zbyt leniwa. W związku z tym staram się codziennie robić tylko najpilniejsze rzeczy - powieszę pranie, ogarnę kuchnię, rozładuję zmywarkę, pozbieram stos zabawek, o który potykam się co chwilę. Reszta czeka na środę. Ustaliliśmy sobie, że środa to będzie nasz "dzień sprzątaniowy". Wtedy od rana zabieram się za odkurzanie, układanie, mycie podłóg itp. Środa ma taką zaletę, że weekend mamy dla siebie - nie musimy poświęcać go na pucowanie mieszkania. Nadal jeszcze pozostaje nam względny porządek do niedzieli. A poniedziałek i wtorek poświęcać możemy na sprawy organizacyjne, rozwojowe itp. Wadą środy jest fakt, że większość sprzątania spada na mnie - małżonek kochany może dołączyć dopiero po powrocie z pracy. Ale i tak jest to rozwiązanie, które na razie sprawdziło nam się najlepiej.

A jakie Wy macie systemy sprzątania swoich czterech kątów?

czwartek, 7 maja 2015

szybko i zdrowo

Jeszcze parę lat temu nie zwracałam prawie wcale uwagi na to, co i jak jem. Z pracy wracałam tak późno, że gotowałam ryż lub makaron, dorzucałam podsmażone mięso i sos ze słoiczka. Obiad był gotów w 15-30 minut. Cotygodniowe zakupy obowiązkowo obejmowały dwa takie słoiczki (każdy wystarczał nam na dwa dni). Raz w tygodniu gotowaliśmy z mężem coś lepszego, a w niedzielę chodziliśmy na obiady do mamusi. I tak jakoś się toczyło.
Od kiedy mam dzieci i od kiedy dużo czasu spędzam w domu, dużo bardziej zwracam uwagę na to, co jem. Najważniejsze - żeby było w miarę zdrowo. Niemal tak samo ważne - żeby było szybko. Gotuję zawsze na kilka dni do przodu. Najczęściej są to gulasze, sosy bolonaise, mięsne klopsiki i zupy. Ostatnio, głównie dzięki Tofalarii, odkryłam kaszę jaglaną, którą próbuję jak najbardziej różnorodnie włączyć do menu. Do tego musy owocowe z zieloną pietruszką (to akurat ze względu na problemy z żelazem zdiagnozowane u Najmłodszego). Gotowe obiady zdarzają się raz na parę miesięcy, jak już zupełnie brak mi sił.
Bardzo się cieszę z tej pozytywnej zmiany żywieniowej w moim życiu, ale ostatnio utraciłam mocno radość z gotowania. Mam wrażenie, że wciąż robię to samo. Brakuje mi pomysłów na coś szybkiego i zdrowego, czego bym nie jadła dwa razy w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Ktoś coś podpowie?

poniedziałek, 4 maja 2015

kilka kroków w tył

Mam wrażenie, że jeśli chodzi o sprzątanie i ogarnianie mieszkania, to ostatnio zamiast przeć do przodu, zrobiłam kilka kroków w tył. Miałam taką doskonałą passę - przez kilka tygodni udało mi się przejrzeć mnóstwo szaf, zakątków i pozbyć się dużej ilości śmieci. A potem odpuściłam. Odpuścić musiałam, bo tylko niepotrzebnie się stresowałam. Chodziłam od rana po domu i szukałam, co jeszcze bym mogła wyrzucić i co jest mi niepotrzebne. Zamiast cieszyć się osiągnięciami, budowałam w sobie jakieś takie napięcie. Ale jak tylko sobie odpuściłam, to nie dość, że stare przedmioty zajmują nadal swoje miejsce, to jeszcze stado prezenciuszków (głównie dla dzieci, ale nie tylko) postanowiło zamieszkać razem z nami. Muszę rozpocząć kolejną akcję odgruzowania, ale jakoś zupełnie nie mogę się zmobilizować...
Macie jakieś sposoby na mobilizację sprzątaniową?
Jak pilnujecie, żeby chęć uprzątnięcia otoczenia nie zajmowała wszystkich Waszych myśli?
Jakie macie sposoby na niepotrzebne prezenty?