środa, 27 kwietnia 2016

Minimalistycznie o... porcelanie...

Jadę sobie ostatnio samochodem (jako pasażer, oczywiście) i rozglądam się dookoła. Patrzę i widzę nietypowy mural. Na budynku wymalowany wiersz Stanisława Barańczaka. Wiersz o porcelanie.

Jeżeli porcelana to wyłącznie taka
Której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu,
Jeżeli fotel, to niezbyt wygodny, tak aby
Nie było przykro podnieść się i odejść;
Jeżeli odzież, to tyle, ile można unieść w walizce,
Jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci,
Jeżeli plany, to takie, by można o nich zapomnieć
gdy nadejdzie czas następnej przeprowadzki
na inna ulicę, kontynent, etap dziejowy
lub świat

Kto ci powiedział, że wolno się przyzwyczajać?
Kto ci powiedział, że cokolwiek jest na zawsze?
Czy nikt ci nie powiedział, że nie będziesz nigdy
w świecie
czuł się jak u siebie w domu?


Nie wiem, jakie są oficjalne interpretacje tegoż wiersza. Dla mnie - minimalizm od A do Z. Chodzi za mną i każe myśleć.
źródło: epoznan.pl

6 komentarzy:

  1. Tino, normalnie szczęka mi opadła! Rzeczywiście to manifest minimalistyczny. Tylko ten ostatni akapit smutkiem powiewa. Piękny wiersz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co autor miał na myśli, ale dla mnie to zakończenie jest mocno religijne. Mój świat czeka na mnie po drugiej stronie życia :)

      Usuń
  2. Na mnie ten wiersz zrobił duże wrażenie, kiedy go pierwszy raz usłyszałam, bodajże w radiu. Czy ostatni akapit jest smutny? Pozwolę się nie zgodzić z Kornelią. Zwłaszcza, że jestem świeżo po lekturze książki Heinricha "Wieczne życie" - o tym, że w biologicznym sensie przecież nie umieramy nigdy. Dla mnie to właśnie optymistyczne. A co do czucia się "w świecie jak u siebie w domu" - dążę do tego, choć nie jest to wcale proste, to raczej droga. Na przykład podróżowanie z minimalnym bagażem albo przebywanie w naturze z niewieloma cywilizacyjnymi ułatwieniami to dobre ćwiczenia, by w sposób dosłowny realizować ten postulat poety. ;) (Nauczycieli polskiego proszę o wyrozumiałość!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja go zobaczyłam po raz pierwszy na tym murze. Tak po prostu namalowany. I przez tydzień nie mogłam przestać myśleć o nim.
      Wolę nie pytać, jakie oficjalne interpretacje mają nauczyciele polskiego. I jestem niezwykle szczęśliwa, że wyrosłam z tego wieku, kiedy ktokolwiek mi mówił, jak mam rozumieć to, co czytam i oceniał w dzienniku, czy dobrze zapamiętałam :)

      Usuń
    2. Miałam szczęście trafić w liceum na genialną polonistkę. Można było mieć własne zdanie, można było go bronić. Dyskusje były niesamowicie burzliwe. Przeciągały się długo po dzwonku na przerwę. Zaszczepiła nam miłość m.in. do Herberta, Szymborskiej (na długo przed Noblem).
      W mojej okolicy nie widuję niestety takich ciekawych murali. Najprędzej w okolicy pewnie znalazłoby się coś w Warszawie, ale rzadko tam teraz bywam i przeważnie w konkretnym celu. ;)

      Usuń
    3. To rzeczywiście polonistka na medal :)
      Nasza też była całkiem niezła. Pozwalała mieć własne zdanie, ale równocześnie kazała w zeszycie notować oficjalne interpretacje. A ja o tyle nie lubię rozkładania wierszy na czynniki pierwsze, że albo je czuję (czyli coś do mnie przemawia, wzrusza) albo nie. I żadne podmioty liryczne ani zastosowane środki stylistyczne mnie nie interesują.
      W czasach licealnych uwielbiałam Różewicza. I Twardowskiego i jeszcze Pawlikowską-Jasnorzewską.

      Ja jeszcze cały czas mieszkam w mieście i nieprędko się to zmieni, jeśli w ogóle... Szukam więc w okolicy małych smaczków, które mieszkanie w mieście umilają. Nie jest źle :)

      Usuń