czwartek, 22 czerwca 2017

świadomie tu i teraz

Świadome i radosne przeżywanie każdej chwili jest bardzo trudne. Do faktu, że jest nam po prostu dobrze, przyzwyczajamy się bardzo szybko. I jakoś nie czujemy tego szczęścia codziennego. Bo skoro jest codziennie, to co w tym nadzwyczajnego? I zwykle dopiero jakaś przykrość, wypadek, choroba albo inne nieszczęście uświadamiają nam, jak wiele tracimy.
Leżałam dzisiaj na łóżku z dzieckiem, które opowiadało mi swoje różne głupotki. Takie bezsensowne zupełnie. Przekomarzanki, żarty, śmiechotki. I wcale nie o to chodzi, że ja w tym momencie byłam jakoś szczególnie nieszczęśliwa. Bo wcale nie. Ja byłam całkiem szczęśliwa. Ale równocześnie gdzieś w środku czułam potrzebę, żeby pędzić dalej. Bo kuchnia posprzątana tylko do połowy, pranie trzeba zrobić i jeszcze coś na obiad wymyślić. I w głowie ten pęd myśli, co jeszcze mnie czeka. I nagle wyrzut sumienia. Dlaczego nie umiem się skupić na tej cudownej chwili? Dlaczego coś próbuje mnie odciągnąć i popchnąć w wir obowiązków? A potem jeszcze większy wyrzut sumienia. Jak czytam Facebooka, blogi czy inne cuda w internecie, to czuję dużo mniejszy pęd do obowiązków.
Wniosek? Dla mnie prosty. Muszę się nauczyć doceniać te chwile, które są piękne tu i teraz. Chwile z ludźmi bliskimi, których kocham. I celebrować te małe szczęścia.
I jeszcze drugi wniosek - internet jednak potrafi strasznie wciągnąć i oszukiwać. Pożeracz czasu okropny, na dodatek tak zajmuje głowę, że nawet nie wiemy kiedy, mijają nam przy nim kolejne godziny...

4 komentarze:

  1. Internet może być kopalnią wiedzy, pod warunkiem, że nauczymy się z niego korzystać! Sam widzę u siebie problem zbyt częstego sprawdzania smartfona (bo przecież ktoś mógł coś napisać, albo jakiś ważny tekst się pojawił, więc muszę go koniecznie szybko przeczytać). Martwi mnie to, że często więcej czasu potrafię poświęcić na internetowe spotkania, niż na te prawdziwe...
    Staram się wdrożyć w swojej codzienności planowanie - wydaje mi się, że odkąd zapisuję sobie co, jak i kiedy, ograniczam przez to potrzebę "bycia wszędzie".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz, Tomku. Może rzeczywiście powinam bardziej zaplanować sobie cały dzień i pilnować swojego planu.
      Telefon z internetem to już w ogóle pochłaniacz czasu wolnego ;)

      Usuń
  2. Potrafię i tydzień bez internetu, gdy go nie mam na skraju ale gdy wracam od razu włączam, zaraz po zdjęciu butów i rozpakowaniu bagażu. Uzależnienie. Ale ile tam wiedzy i reportaży, relacji z podróży i dzikich zakątków! Nie miałam i nie mam sans na oglądnięcie tego w realu.
    Bo na co dzień, zwłaszcza na skraju, staram się żyć świadomie i uważnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak! W internecie tyle wiedzy. Tyle ciekawostek. I bez tego internetu nigdy bym wielu rzeczy nie poznała. Ale z drugiej strony - ile czasu trzeba poświęcić, żeby znaleźć te najciekawsze i najlepsze perełki...
      Podczas wakacji zwykle wystarcza mi 20 minut z internetem co drugi dzień, żeby się zorientować, kto do mnie napisał i co potrzebuje.

      Usuń