Lubicie siebie?
A dbacie o siebie?
Kiedyś myślałam, że zalecenie, aby traktować bliźniego swego jak siebie samego oznacza, że mamy traktować go jak najlepiej. Czyli cały świat na pierwszym miejscu, a ja mogę sobie gdzieś tam na szarym końcu wegetować jakoś.
Teraz dorastam do myśli, żeby potraktować siebie samego jak bliźniego swego. Czyli zatroszczyć się nie tylko o innych, ale również o siebie. Zaplanować tak dzień, żeby mieć czas na swoje obowiązki, ale również na swoją przyjemność.
Dlaczego o tym piszę? Ostatnio znowu naszła mnie fala gorszego humoru. Czas spędzony z dziećmi przestał mnie cieszyć, domowe obowiązki przytłaczają swoją powtarzalnością. Do tego wystarczy dołączyć wieczne niewyspanie i wyrzuty sumienia z powodu każdej chwili odpoczynku. Bywa kiepsko. W związku z powyższym szukam nowych rozwiązań. Planuję uprościć posiłki, prace domowe (może się uda trochę dzieci zaangażować - w końcu są coraz większe, coraz więcej potrafią, a pomoc w domu traktują jak świetną zabawę). Planuję jakoś znaleźć czas na hobby (najlepiej znaleźć też fajne hobby), po raz kolejny spróbować spotykać się częściej ze znajomymi (wiosna idzie, może dzieci przestaną wreszcie chorować)... Mam nadzieję, że plany uda się zrealizować :)
To takie proste i takie trudne. "Kochać bliźniego swego jak siebie samego". Czyli najpierw kochać siebie samego by potem wiedzieć jak kochać bliźniego swego. Ale jak to pogodzić z przekonaniem, że kochać siebie to egoizm?
OdpowiedzUsuńTo trochę tak jak w wypadku - żeby uratować innych, wpierw trzeba uratować siebie. W samolocie są takie zalecenia, że rodzice najpierw mają zakładać maskę tlenową sobie, a dopiero potem dziecku.
UsuńTeż mam poczucie tego egoizmu i próbuję się z niego wyleczyć :)
To takie proste i oczywiste dla głowy. Ale serce bezrozumne wyprzedzi myśl i założy maskę dziecku.
UsuńNie mam jeszcze takich doświadczeń więc nie wiem, jak bym się zachowała. Odruchy często przeczą logice.
UsuńJa kiedyś spadałam ze schodów z dzieckiem na ręku i siatką z zakupami w drugiej. Szklana butelka z mlekiem rozbiła się oczywiście i poharatała mi twarz, szyję i rękę. Leżałam półprzytomna, zalana krwią ale z dzieckiem uniesionym wysoko jedną, nienaruszona ręką. Tak zastali mnie sąsiedzi. Znam to z opowiadań, w szoku niczego nie pamiętałam. dawno to było, już mam wnuki.
OdpowiedzUsuńCzyli sprawdziłaś, że masz odpowiednie odruchy. Nic, tylko zazdrościć...
Usuń