poniedziałek, 15 grudnia 2014

za dużo, za szybko...

Zeszły tydzień był dla mnie bardzo ciężki. Narzuciłam sobie zbyt szybkie tempo, za dużo na raz chciałam osiągnąć. Namnożyły mi się cele: jeden, drugi, trzeci. Coraz bliżej koniec roku, a miałam w planach uporządkowanie do tego momentu mojego otoczenia i spraw osobistych, żeby od stycznia móc na spokojnie zająć się życiem zawodowym. Musiałam jednak zwolnić, powiedzieć STOP. Zaczęłam tracić wewnętrzną radość, pozwalając, żeby znowu dopadł mnie stres i zwątpienie.


Już wiem, że nie zdążę. Nie dam rady do końca roku posprzątać szczegółowo całego mieszkania, wyrzucając wszystkie niepotrzebne rzeczy z otoczenia. Nie dam rady do końca roku uporządkować sobie osobistych spraw, nie wdrożę zaleceń z czytanej książki, nie skończę kursu o tym, jak być szczęśliwym. Być może mogłabym większość z tego zrobić, ale koszt by był zbyt duży. Nie po to chcę uprościć moje życie, żeby wrzucić w nie jeszcze więcej obowiązków i uczynić siebie jeszcze bardziej nieszczęśliwą. 31 grudnia to nie jest jakaś magiczna data, do której muszę uporać się ze wszystkimi zaległościami. Sprawy rozpoczęte 1 stycznia nie muszą odnościć większych sukcesów od tych które zacznę w połowie lutego. Cieszę się bardzo, że mam pomysły – na siebie, na otoczenie, na rozwój zawodowy. Cieszę się, że nie tkwię w miejscu (bo to by chyba mnie najbardziej zdołowało). Ale równocześnie zdaję sobie sprawę, że muszę realizować moje plany małymi kroczkami, bo nie dość, że w biegu mogłabym przegapić inne okazje, to straciłabym moje poczucie spokoju, które jednak bardzo sobie cenię. W pogoni za szczęściem, zgubiłabym to szczęście, które już znalazłam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz