poniedziałek, 6 października 2014

goście

To był ciężki weekend. Goście, goście, goście... Niby bardzo dobrze, że przyjeżdżają. Cieszę się, że przychodzą do nas, rozmawiają, siedzą i mam nadzieję, że dobrze się czują.  Ale jednak po takich kilku dniach czuję się naprawdę zmęczona i z radością zostaję w domu tylko z mężem i dziećmi. 

Pamiętam, że jak byłam młodsza, to uwielbiałam czytać książki pani Małgorzaty Musierowicz, w których opisywała dom Borejków. Taki otwarty dla wszystkich, gdzie każdy mógł dostać herbatkę, poczuć jak u siebie, nabrać pozytywnej energii. Kiedyś marzyłam, że mój dom taki będzie. Ale chyba się do tego nie nadaję. Po pierwsze nie potrafię emanować tą pozytywną energią. Jestem za bardzo zamknięta w sobie. Poza tym mieszkanie na uboczu, gdzie nikomu nie jest po drodze. Gości trzeba specjalnie zapraszać. Do tego dziecięcy hałas i rozgardiasz. Nie wiem, czy ludzie koniecznie chcą słuchać krzyków i płaczów, a do tego potykać się cały czas o rozrzucone zabawki...

Jak to jest? Lepsze są tłumy gości czy spokojna samotność?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz